EC1 Łódź - Miasto Kultury

A -

A +

Kontrast

Wyszukaj

Kup bilet

MENU

Pytania młodego astronoma

Planetarium EC1

To już trzeci zestaw odpowiedzi na najczęściej zadawane podczas pokazów pytania. Zapraszamy do przeczytania także części pierwszej i drugiej. Kubki z herbatą lub kawą w dłonie i... miłej lektury!

 

 

Jaka jest największa gwiazda?


Co może wydać się zaskakujące, odpowiedzi na to pytanie jest kilka. Według potwierdzonych danych największą znaną gwiazdą jest UY Scuti. Znajdujący się w gwiazdozbiorze Tarczy czerwony nadolbrzym ma średnicę ok. 1.700-1.800 razy większą, niż nasze Słońce. Nie zobaczymy go jednak gołym okiem, gdyż znajduje się na tyle daleko, że dociera do nas bardzo niewiele światła.

Ostatnio opublikowane badania wskazują jednak, że gwiazda Stephenson 2-18 może mieć średnicę nawet 2.150 razy większa, niż Słońce! Znajdziemy ją wewnątrz gromady otwartej Stephenson, około 19.000 lat świetlnych od Ziemi. Gwiazdy takie czasem klasyfikowane są do nowej grupy, którą nazywamy czerwonymi hiperolbrzymami. Zwykle żyją (jak na gwiazdę) dość krótko, bo ledwie kilka milionów lat.

 

 

Czy ktoś umarł w kosmosie?


Smutna prawda jest taka, że podbój kosmosu pozbawił życia wielu ludzi. Do wypadków dochodziło jednak zwykle na Ziemi lub w ciągu pierwszych sekund od startu. Wielu z nas pewnie pamięta katastrofy dwóch promów kosmicznych (Challenger i Columbia), bądź też śmierć załogi testowej Apollo 1. Mniej znane są wypadki na platformach startowych (jedna z nich, w Brazylii, spowodowała śmierć aż 26 osób). Związek Radziecki potwierdził śmieć kosmonauty Władimira Komarowa, który po udanym locie kosmicznym rozbił się o Ziemię z powodu awarii spadochronu. Łącznie śmierć poniosło około 50 astro- i kosmonautów, choć istnieją podejrzenia, że nie o wszystkich katastrofach powiadomiono opinię publiczną.

Ile jednak osób straciło życie konkretnie w przestrzeni kosmicznej? Dokładnie trzy. Georgi Dobrovolski, Vladislav Volkov i Viktor Patsayev, a więc załoga statku Sojuz 11. Gwałtowna dekompresja kabiny doprowadziła do ich śmierci, a odtąd częścią procedury lądowania jest wymóg, aby załogi pojazdów kosmicznych miały założone skafandry.

 

Czy można wysłać sondę do czarnej dziury?


Odpowiem tu nieco przewrotnie. Oczywiście można! Tylko po co? Napotykamy tu na kilka dość poważnych przeszkód, które sprawiają, że podobna misja nie miałaby najmniejszego sensu.

Po pierwsze – odległości. Najbliższa nam czarna dziura znajduje się w odległości 1120 lat świetlnych od nas. Zwykle nie używa się w kosmosie kilometra, jako jednostki odległości, jednak zróbmy tu wyjątek. HR6819 (a więc właśnie wspomniany obiekt) leży więc od nas ok. 10.500.000.000.000.000 km. Gdybyśmy wysłali w taką podróż obiekt, który osiągnąłby prędkość podobną do tej, z jaką leciała sonda New Horizons (16,26 km/s), to lot trwałby, bagatela, ponad 27 mln lat! 

Po drugie – fizyka czarnej dziury. Załóżmy, że pokonaliśmy pierwszą trudność (albo godzimy się na to, że będziemy musieli naprawdę długo czekać). Kłopot w tym, że nasza sonda nigdy nie wysłałaby sygnału, który moglibyśmy odebrać. Obecna fizyka wyklucza możliwość przesłania informacji z prędkością większą od prędkości światła. Prędkość ucieczki (czyli prędkość, którą musimy osiągnąć, aby uciec z pola grawitacyjnego danego ciała niebieskiego) jest jednak większa w przypadku obiektów, które przekroczą tzw. horyzont zdarzeń. A nasza sonda musiałby go przekroczyć, gdyby miała do czarnej dziury wlecieć.

Po trzecie – siły pływowe. Im bliżej jesteśmy danego obiektu, tym bardziej działa na nas jego grawitacja. W przypadku czarnej dziury różnice w sile oddziaływania są na tyle duże, że każdy obiekt zostałby w ułamku sekundy rozbity na cząstki subatomowe. Póki co ludzkość nie poznała materiału, który byłby na tyle mocny, aby oprzeć się temu działaniu i wydaje się bardzo mało prawdopodobne, aby podobny materiał mógł istnieć.

Więcej o czarnych dziurach dowiesz się na pokazie w Planetarium EC1: Czarne dziury

 

Witold Rozdół

 

Zapraszamy na pokazy na żywo, podczas których mówimy o wiele więcej o tym, co dzieje się nad naszymi głowami.